#BienkovskaInParis

dodano 11 października 2017 |

Kochani, dawno mnie nie było… bo unosiłam sie w Paryżu razem z moją marką #BIENKOVSKA. Poczytajcie, co tam robiłam…

Historia pewnego marzenia…

Kiedy osiem lat temu z moim mężem przemierzaliśmy w maju Paryż na rowerach, siadywaliśmy na kocu pod kasztanowcami i popijaliśmy wino zaczerpnięte z plecaka – marzyłam, by tu kiedyś wrócić. Kiedy zwiedzaliśmy najważniejsze galerie sztuki, wpatrzona w dzieła największych światowych artystów – marzyłam, by tu kiedyś wrócić… Nie sądziłam, że stanie się to w grudniu tego roku… Nie sądziłam, że wrócę tu ze swoją kolekcją, którą eksponować będę w galerii sztuki, w prestiżowej dzielnicy Paryża – Le Marais.

Dzielnicy, w której w czasie II wojny światowej mieszkał Pablo Picasso i po jej zakończeniu wielu ówczesnych artystów uciekających z zatłoczonej turystami dzielnicy Montmartre. Ach, zapomniałabym, mieszkał tu również Victor Hugo… 

Galerie Nikki Diana Marquardt – jasna, przestronna przestrzeń wystawiennicza pod szklanym dachem, w której pokazy mody miały takie marki jak: Dior Homme, YSL czy Raf Simons. Na ścianach olbrzymie fotografie słynnych modelek, uchwyconych na światowych Fashion Weekach przez Monikę Motor.

Grafiki, obrazy, fotografie, biżuteria, bielizna i ceramika. Cudowne suknie, torebki, a pośród nich moje swetry, sukienki, buty i ręcznie robione na drutach szale i kominy. Patroni medialni wydarzenia: Elle, Institut Francais Paris, Institut Polonais Paris czy Art Couture Foundation. Międzynarodowa atmosfera, francuscy goście i w mojej głowie mieszanina ekscytacji z wątpliwościami, radości ze strachem i podnieceniem.

Pierwsze rozmowy z klientami… ojej… przed oczami staje mi moja dystyngowana nauczycielka języka francuskiego z liceum Traugutta, pani Pajączek; w ułamku sekundy mózg wyszukuje z zakamarków pamięci grzecznościowe zwroty. „Bonjour, comment ca va?” – z przyspieszonym biciem serca i nieskrywana radością wypowiadam z siebie. Klienci reagują z serdecznością. Dotykają swetrów, uśmiechają się, mierzą i… kupują. Co ciekawe w większości wszystko w kolorze głębokiego granatu. Tak, Francuzki lubią granat.

Nadszedł wreszcie upragniony, grudniowy, paryski poniedziałek. Dzień sesji zdjęciowej… Ja, tym razem po drugiej stronie obiektywu, tym razem nie jako stylistka, organizatorka zamieszania, ale jako… modelka. Za obiektywem Monika Motor, kobieta Anioł. Spotykam się z Marie, francuską wizażystką w naszym paryskim mieszkaniu. Przybywa po ósmej rano… Parzę espresso i zastanawiam się, kiedy wstanie słońce. We Francji tak długo ranem jest ciemno… Marie dotyka mojej twarzy, delikatnie wmasowując specyfiki upiększające. Rozluźniam się, otacza mnie zapach kosmetyków i porannej kawy. Wiem, że to będzie wspaniały dzień…

Przemierzamy miasto metrem. Docieramy do prestiżowej dzielnicy i wchodzimy do iście paryskiej kamienicy. W niej drewniana balustrada, schody wyściełane dywanem i mikroskopijna, vintageowa winda. Wchodzimy do apartamentu, zapiera mi dech w piersiach. Pod nogami skrzypi parkiet, na białych, wysokich ścianach wiszą piękne obrazy w dostojnych ramach, a tuż spod sufitu zerka na mnie misterna sztukateria…

Nieśmiało, delikatnie podążam za wskazówkami fotografa. Odsłaniam – do tej pory otulone dzianinowym płaszczem -ramiona… Koronki, biżuteria, czerwona szminka. Jest cicho, intymnie i bezpiecznie. To jedne z piękniejszych chwil w moim życiu. To wspaniałe uczucie patrzeć na siebie innymi oczyma. Oddać się, zaufać, unosić ponad powierzchnię… To jest dla mnie oczyszczające doświadczenie. Mierzę się ze swoimi lękami i kompleksami. Czuję się nader kobieco. Czuję się… SOBĄ.

Paryż to miasto, które już na zawsze pozostanie w moim sercu. To miasto, w którym spełniło się kilka moich marzeń. Będę tu wracać, unosząc się jak zawsze lekko ponad powierzchnią ziemi…